niedziela, 24 lutego 2013

Dres Bohema

zdjęcia: Maciej Kułakowski


Dres Bohema

Z Francisem Thorburnem rozmawiała Anka Mituś


Brytyjski rzeźbiarz i performer Francis Thorburn zasłynął jako Minister Alternatywnego Transportu. Swoje akcje realizuje w przestrzeni miejskiej angażując przechodniów w  błazeńskie pochody, w których absurd i ekstrawagancja łączą się z rytualną formą procesji i epickim rozmachem. Centralną rolę odgrywają w nich skonstruowane przez artystę spektakularne wehikuły napędzane siłą ludzkich mięśni.


We wrocławskim preformansie „Fiat 126 MK DRP1800 18202764" grupa rozbawionych półnagich facetów, ubranych jedynie w śmieszne sportowe czapki, spodenki i skarpety, pchała główną ulicą dziwny pojazd. Czym jest to, co nazywasz “dres bohemą”? “Dres” to przecież polskie słowo, prawda?

Dres Bohema to odpowiedź na potrzebę nowego uniformu dla Sieci Alternatywnego Transportu (ATN), który to problem chciałem rozwiązać budując swój pierwszy pojazd w Polsce - “Fiat 126 MK DRP1800 18202764”. Zainspirowała mnie grupa społeczna, którą nazywacie w Polsce “dresami”, a my w Anglii “ chavs”, “pikies”, “scallies”, lista jest długa. Człon “bohema” pojawił się w celu przekształcenia utartych konotacji określenia „dresy”. Chodziło o to, żeby zdezorientować odbiorcę i nieco je rozmazać, jednak tak, żeby nie straciło całkiem czytelności. Do napędzania moich rzeźb-pojazdów podczas performansów, wykorzystuję zwykle grupy męskie. Tworzą oni za każdym razem coś w rodzaju plemienia wyróżniającego się strojem. Sądzę że „dres bohema”, wykorzystując nietypowe wzorce męskości i stadną mentalność do pozytywnego działania, rzuca absurdalne i prześmiewcze wyzwanie wartości/przydatności takich kategorii, jak „dresiarstwo”. Ostatecznie definiuje ona człowieka jako człowieka, nie jako dresa. Jest apelem o solidarność i przełamanie bezwartościowych społecznych podziałów, które są źródłem braku empatii pomiędzy ludźmi.

Twoja żona pochodzi z Polski. Wiesz zatem doskonale, co w języku polskim znaczy “dres” - to pejoratywne określenie osób należących do rozpoznawalnej społecznej grupy, marnie sytuowanych, pozbawionych wykształcenia, przeważnie bezrobotnych, a więc ekonomicznie i kulturowo pozbawionych znaczenia. Czy używając tanich podróbek znanych marek sportowych, chciałeś  wskazać na te zjawiska i wykluczenie miejskich społeczności?

W idealnym świecie użyłbym autentyków z górnej półki. Najdroższych spodenek, skarpet, czapeczek i pasujących butów, ale niestety mimo hojnego wsparcia BWA Wrocław i miasta, lwią część budżetu na materiały pochłonęła produkcja rzeźby. Wydawanie większych sum na stroje, które miały jedynie imitować dres, wydało mi się nieproporcjonalne do osiągniętego efektu. Co ciekawe, zarówno brytyjska, jak i polska subkultura dresiarska przywiązuje dużą rolę do ceny ubioru, która wydaje się wyznacznikiem statusu. Wydaje się absurdalne, że ludzie bezrobotni i gorzej sytuowani społecznie, są tak skorzy do wyrzucania pieniędzy na tak drogie rzeczy po to tylko, żeby zaznaczyć pozycję w grupie. Kiedy skończyłem studia na akademii, przez pewien okres byłem bezrobotny. Co tydzień musiałem chodzić do pośredniaka, żeby się rejestrować i ubiegać o moją rządową zapomogę. Zawsze byłem zaskoczony i rozbawiony ilością nowiuteńkich Nike'ów i dresów, które nosili petenci tej instytucji. Może się to wydawać śmieszne, ale to objaw wynaturzonego społeczeństwa konsumpcyjnego, w którego rozwój wszyscy czasami inwestujemy.

Performans odbył się 1 maja, dlaczego? Jakie znaczenie miał dla ciebie kontekst Święta Pracy?

Szczerze? Musiałem przeprowadzić performans w tym dniu, bo w innym trudniej byłoby uzyskać zgodę od miasta na organizację tego typu przemarszu. Wykorzystałem zatem prawo do protestu ze względów logistycznych. Inna sprawa to, że Święto Pracy idealnie łączy się z koncepcją i językiem wizualnym, którego się trzymam. Praca jest w moich performansach estetycznie bardzo ważna, w końcu pojazdy napędzają „ludzkie chomiki”. Przez wykorzystanie ciężkiej pracy w moich działaniach chciałem zwrócić uwagę na problem wpływu i kierunku, jaki technologie nadają współczesnej komunikacji, biznesowi i stylowi życia. Mam na myśli zanik fizyczności i pracy w codziennym życiu społeczeństw. Człowieka zastępuje maszyna, rozmowę zastępuje SMS. Z kolejnym krokiem technologicznego postępu postępuje też separacja od naszej fizycznej rzeczywistości. Do czego to prowadzi?

Twoje prace mają być zabawne, więc jest pewna dwuznaczność w przedstawieniu pracy w twoich wehikułach. Zmieniasz ludzi w chomiki. W tym kontekście również dres jest śmiesznym uniformem...

Humor jest rodzajem narzędzia, którym posługuję się w moich performansach. Celem jest sprowokowanie bezpośredniej interakcji z publicznością. Absurdalne stroje, obiekty i działania są dwuznaczne, gdyż nie nazywają siebie “dziełem sztuki”. Śmieszność jest sygnałem dostępności. Maskuje na chwilę poważne społeczno-polityczne podteksty pracy i pozwala, mam nadzieję, na głębsze zaangażowanie, o ile widz zdecyduje się włączyć. Bezsens moich procesji ma sprowokować widza do kwestionowania sensów. Ostatecznie element absurdu powinien służyć do podważania struktur i instytucji, którym podlegamy w codziennym doświadczeniu. To rebelia na wesoło.

Biuro #5, grudzień 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz